piątek, 6 stycznia 2012

Koniec i Początek...

Z końcem roku zwykle nachodzą nas myśli podsumowujące to, co wydarzyło się w danym roku, co udało nam się zrobić, a czego niestety nie. Z nadzieją na lepszy czas wchodzimy w wieczór sylwestrowy, który niby kończy rozdział, ale i zaczyna nowy i wierzymy w to, że tym razem uda nam się wykonać, to co postanowimy.





Życzę Wam i sobie dobrych postanowień. Siły i wytrwałości w tym żeby "się stawało" . Dobrych ludzi, którzy mogą nam pomóc, a może i my będziemy mogli pomóc im. Spróbujmy z siebie dawać wszystko co najlepsze i bądźmy lepsi.Po prostu. Ogólnie rzecz biorąc, życzę Nam dobrego roku i wszystkich kolejnych, które przed nami. Ładnie to wszystko oddaje utwór Marka Grechuty "świecie nasz" Posłuchaj  TUTAJ i wsłuchaj się w słowa. Zróbmy wszystko, co w naszej mocy, a jak nie będziemy dawać rady, to szukajmy jej tam, gdzie możemy ją pozyskać... Bóg, Natura, Ludzie, dobra książka, muzyka... Cokolwiek co pomaga nam naładować akumulatory i RÓBMY COŚ !!!


W ostatni dzień minionego roku, poszliśmy na Ślężę. W tamtym roku też byliśmy i spodobało nam się ogromnie. Tyle, że w tamtym roku było biało od śniegu na całym terenie, więc że i tam będzie śnieg byliśmy pewni; ale teraz, gdy nocą padało i dociagnęło z deszczem do rana, to myśl o rezygnacji z wędrówki przemknęła przez głowy. Pojechaliśmy jednak do Sobótki i ruszyliśmy w trasę innym niż zwykle szlakiem, bo warto zmieniać czasem drogę i nie wydeptywać wciąż tych samych znanych nam ścieżek. Było szaro, nie ma co ukrywać. Ważne jednak dla nas było, że deszcz nie padał, bo wtedy jest mniej przyjemnie.



Szliśmy i szliśmy, a tu jakieś plamy śniegowe w połowie drogi. Idąc co raz wyżej, śniegu było więcej i więcej. Drzewa oszronione... Kilka śladów wydeptanych...No przy tej szarzyźnie było to niemałe zaskoczenie. Wejście na sam szczyt było niemal mistyczne. Najlepsze było to, że będąc tam gdzie biało, patrzyliśmy na zieloność w dole. Niezwykłe. Dwa światy.





W domu turysty zjadłam szarlotkę na ciepło /bez zbitej śmietany, bo ze spraju jest i w ogóle jakoś nie tego/ wypiłam resztę grzańca wziętego ze sobą w termos. Rad wypił piwko i zahaczając o wieżę widokową zeszliśmy do schroniska pod wieżycą, gdzie zrobiliśmy powtórkę z rozrywki pod postacią piwa i grzanego wina i ostatnim autobusem wróciliśmy do Wro.



Skonana byłam tym łażeniem, ale na przywitanie nowego roku wyszliśmy jednak z domku. Fajerwerki błyskały i huczały z każdej strony. "Szampan" wypity, a potem baaaardzo leniwy Nowy Rok. Pogoda nie rozpieszczała, nie było roweru, a mi "padł" komputer. Ot, "taka piękna tragedia, ech" (zaczerpnięte STĄD ).  Gulasz za to zrobiłam dobry :)







p.s
Idąc dziś wieczorem przez wrocławski rynek mijałam klub PRL. Na ekranach wystawionych w stronę przechodniów leciał  "wilk i zając", a z głośników Wodecki z "Chałupy welcome to... Bahama mama luz... " Fajne wrażenie, gdy na dworze okolice zera stopni. Od razu się człowiek uśmiecha :)
I tego uśmiechu też Wam życzę.
I otwartości. I spokoju. I miłości. I zdrowia. Iiiii dużo dobrego... Gdy jednak coś będzie nie tak, niech szybko minie i ran nie zostawia.

Serdecznie pozdrawiam - auri :) i sorki, że dopiero dziś piszę, ale to pierwszy tydzień nowego roku, więc wszystko w normie. Dobrze, że to nie kwiecień :)

1 komentarz:

  1. No Aurik, zdjęcia przecudne, naprawdę robią wrażenie. Z resztą nie tylko, blog też robi wrażenie, czytam go z przyjemnością. Ala.

    OdpowiedzUsuń