poniedziałek, 29 lutego 2016

Spodnie na rower... :)



Obiecałam sobie dawno już, ale dopiero w tamtym tygodniu zrobiłam. Znaczy, że miałam w czym jeździć, ale powoli się stare portki wycierają i niszczą, a takich aliganckich, to mi jednak brakowało. Rybaczki miałam, bo najlepiej mi w nich, ale długich nie, więc trzeba uszyć. Zatem machnęłam te oto, które z powodzeniem mogą być nie tylko na rower, ale ja właśnie w tym celu je robiłam. 


Spodni typowych na rower nie lubię. Pieluchy i lajkra to nie moja bajka. 


Materiał jest fajny (memory), bo dość cienki i mam nadzieję, że będzie szybko sechł, gdy zmoknę w czasie jazdy. Szukam jeszcze cieńszego. Coś na kształt ortalionu, ale rozciągliwy, coby wygonie się pedałowało. Gdyby ktoś wiedział gdzie coś takiego to dajcie znaka :)

Przed bramą do grodu w Będkowicach ( w nowych:)
 Pierwsza dłuższa wycieczka w nowych portasach już za mną. Setka pękła, ale tyłek jeszcze nie przyzwyczajony i odczuł te kilometry, poza tym nowe siodło też testowałam i niby bardzo podobne do starego, to jednak nieco twardsze. Swoją drogą strasznie trudno dobrać dobre siodło. A jak się zdarzy fajne, to się okazuje za rok, dwa, ze już go nie produkują. Dotyczy to nie tylko siodeł - niestety. 


Z pozdrowieniem - auri :)

środa, 24 lutego 2016

tiulówka znów... :)



No i to kolejna spódniczka dla małej księżniczki. Zmodyfikowana nieco i w trochęę innych barwach, ale też głównie różowa, też ze spodnią spódniczką z dzianiny. 


Ma regulowaną gumkę (coś a'la ciuchy ciążowe). One (te spódniczki) robią kolosalne wrażenie na tych małych dziewczynkach.


Tym razem Olga (2 lata) jak zobaczyła, wzięła w łapki, przytuliła i nawet jak chciałam mamie coś pokazać i wytłumaczyć jak to tam z tą gumką, to Olga myślała, że chce jej zabrać i się rozpłakała. Powiedziała, że "moja" i tyle miałam do gadania.


 Swoja drogą mama też pomyślała, że fajna taka tiulowa kiecka :) kto wie, może i dla większej dziewczyny uszyję "tiulowe love" :)
Jeśli zdobędę fotkę z urodzinowego przyjęcia małej księżniczki, to dołączę.


Przycięlam jeszcze odrobinę dół, bo jak zrobiłam zdjęcia to mi uwidoczniły nierówności.

Serdeczności - Auri :) idę łapać świat za uszy


sobota, 20 lutego 2016

Dżiny hand made... :)


Bardzo dawno nie szyłam dla siebie spodni dżinsowych. Tak się składało, że w dobrej cenie były kiedyś w lidlu, więc miałam stamtąd. Tylko, że ostatnio wszystkie te spodnie mają wąskie nogawki.
 Wiem wiem, w sam raz do sztybletów (dowiedziałam się miesiąc temu jak szukałam nowych butów, że taka nazwa istnieje). Masakra jakaś. Czy producenci myślą, że wszyscy lubią zwężane nogawki i dobrze w nich wyglądają? A jeśli nawet zdarzają się takie, które wyglądają na proste, to na sporej łydce i tak są obcisłe i jakoś nie wyglądają dobrze. Bardzo często mierzę spodnie tylko do kolana, bo jak wąska nogawka w łydce, to po co dalej mierzyć i się wkurzać. 


No i często jest tak, że jak "w dupie" dobre, to w pasie szerokie. Myślę, że niejedna z Was ma taki problem. 


No a w końcu przetarłam te dżiny lidlowe, więc myślę sobie, że uszyję sobie nowe.  Tak też zrobiłam. I oto mam. Wszystko pasuje, w biodrach ok, w pasie ok. Spodnie na miarę... moich możliwości :)


Jeszcze kilka par spodni ogólnie muszę sobie uszyć i spódnic też może by się zdało ze dwie chociaż, bo trzeba uzupełnić garderobę. Muszę mieć w czym iść do nowych pracodawców, bo moja ukochana praca skończyła się, a tam mogłam być w spodniach trekkingowych, dresach czy innych, które dobre na rower, bo jakby nie było mogłam do pracy jeździć rowerem :) i bez przebierania w tzw. "pracowe" ciuchy.

ta ciemna kropka, to skaza na tkaninie, niewidoczna na prawej stronie :) 
 Także tego... teraz trochę czasu dałam sobie na przygotowania, uporządkowanie różnych rzeczy, może odświeżę mieszkanko, bo też dawno nic nie robiłam w nim i nowe miejsce pracy trzeba wkrótce będzie znaleźć.

Alleluja i do przodu :)
 

"wszystko co mam, to ręce, za które ręczę..."
(słowa dla pracującego rękami :)

Pozdrawiam - auri :)

środa, 17 lutego 2016

Bluza z polaru dla Żyrafa...:)

Bluza, którą zrobiłam niedawno jest bliźniaczo podobna do tej, którą szyłam 5 lat temu. Wniosek z tego taki, że to, co dobre trzeba powtarzać. Była też oceniona jako najlepszy polarek na świecie :)


 Aaale... ta jest lepsza :) bo już nie ma gołej szyi. :)
Robiona jest z tego samego szablonu, tylko ulepszyłam ją w kilku miejscach wymyślając co i jak ma być. Zawsze mam tylko podstawowy szablon, lub formę, a później modyfikuję według potrzeb i pomysłów.







 Na przykład tu jest głębszy kaptur, wygodniejsze kieszenie (kangurki). Wcześniej były w szwie bocznym. Kieszenie z tyłu są tak samo i tył też przedłużony, by po nerach nie wiało na rowerze i w pracy. 


Jest cieplusi i milusi, i teraz ten jest najlepszym polarkiem na świecie, bo tamten to już mocno zużyty i nada się na działkę może i to w cieplejsze dni niż teraz, bo już słabo grzeje.


W mankietach i podwinięciu dołu jest gumka regulowana na stopery, a w kapturze sznurówka. Chyba wygodniejsza niż gumka, bo nie sterczy na boki.


wtorek, 16 lutego 2016

Tiulowe love... :)



 Zuta uwielbia "ciulowe spódniczki", więc ciocia "Torelka" wyszperała tiul z szafy i uszyła. Dobrze, że miałam jeszcze kawałek dzianiny, z której zrobiłam spódniczkę spodnią, a do niej doszyłam tiul, żeby ewentualnie nie drapał w nogi lub pupę. Spódniczka jest z dwóch kolorów, które ładnie się przenikają. W pasie oczywiście gumka. Jak niemal zazwyczaj, robiłam coś takiego po raz pierwszy. Nawet wyszło, choć drugą już zrobię nieco inaczej.


 Najgorsze, że tiul, który zamówiłam teraz przez internety na kolejną spódniczkę (przyszedł wczoraj) okazał się tak sztywny, że dla dziecka chyba się nie nada. Chciałam nieco zaoszczędzić, a i tak będę musiała kupić tu na miejscu. Tu przynajmniej organoleptycznie sprawdzić można i bez większego ryzyka, ech... taka dygresyjka.


Reakcja Zuzi na prezent urodzinowy jakim była właśnie spódniczka była urocza, bo najpierw się do niej przytuliła przyciskając do twarzy i mówiąc "mmmmmm :)", a za chwilę już w niej latała i kręciła się dookoła :)


poniedziałek, 1 lutego 2016

potrzebne w domu... :)

No nie raz zdarzyło mi się pociapać przy gotowaniu, więc stwierdziłam, że może fartuch załatwi sprawę i uszyłam sobie taki oto :) 

(na te zielone tasiemki nie zwracaj uwagi, to pomocnicze :)
W naturalnych kolorach, tradycyjnym fasonie i bywa tak , że wolę pobrudzić codzienną, bawełnianą koszulkę, niż go zakładać. Gdy jednak czasem lepszy/nowszy ciuch na sobie mam, to on czeka w gotowości i zabezpiecza przed ciapnięciem :) Ale fajnie :P


Worek na spinacze do prania , to już potrzeba mojej mamy. Wcześniejszy był już baaaardzo wiekowy ( pamiętam go od zawsze, więc chyba miał z 25 lat), mocno zniszczony, z nieładnej tkaniny, przetartym paskiem i ogólnie passe; brrrr. Służył jednak wiele lat, lecz nadszedł jego kres i nowy zastąpił jego miejsce. Wiadomo do czego stworzony, bo "powiewają" na nim "przypięte" portki i bluzeczka, a Mama zadowolona :)




tak trochę a'propos, dowcip opowiadany mi kiedyś przez szefa: 

Siedzi mąż z żoną przy stole, jedzą obiad i nagle kobitka pochlapała się zupą. Wstaje od stołu i mówi:
- ojej, wyglądam jak świnia.
a mąż na to:
- nooo i jeszcze się zupą oblałaś.