wtorek, 17 maja 2016

Czasem morze się nie uda, lecz i tak jest pięknie... :)



Dawno nie pisałam o wycieczkach, więc może warto coś pisnąć - pomyślałam... :) 


Plan majówkowy mieliśmy taki aby dotrzeć nad morze. Ruszyliśmy pociągiem do Poznania i stamtąd miała zacząć się rowerowa przygoda. Zaczęła się a jakże. Najpierw pokręciliśmy troche po Poznaniu. Rynek, Cytadela i obowiązkowy rogal marciński. Bardzo smaczne robią w cukierni "elite". Nigdy nie jadłam tak pysznych.



Po około dwugodzinnym "obkręcaniu" Poznania wyjechaliśmy z miasta gdzieś na północ kierując się na Piłę. Miałam mapę okolic północnych Poznania i szlak był poprowadzony wzdłuż Warty. Bardzo fajne dróżki. Na poligonie gdzieś koło Biedruska poganialiśmy po wrakach czołgów. Stare pordzewiałe maszyny pozostawione po dawnych działaniach.


Na wieczór udało nam sie dotrzeć do Czarnkowa i choć patrzyliśmy na to miasteczko jak na jedną z wielu miejscowości mijanych po drodze, to dopiero mijając tablicę powitalną z herbem miasta zaświtało nam, ze przecież stad chyba jest piwo Noteckie (takie małe bączki, jasne i ciemne). W mieście okazało się, że smaków jest więcej i w dużych butelkach.



 Noteckie Ciemne jednak jest najlepsze :) Po zaopatrzeniu pojechaliśmy biwakować nad rzekę (Noteć).


 Ognisko, kiełbaski i piwko, i gra gitarrra :)



Kolejnego dnia po sutym śniadaniu przy przeprawie promowej w Walkowicach (prom czynny od poniedziałku do piątku) ruszyliśmy przez Ujście, szalenie zakręconą rzeką Gwdą do Piły, gdzie w restauracji Molino zjadłam przepyszny placek po węgiersku i wypiłam dobrego grzańca. Rad miał nieco przyjarany, to jemu tak nie smakował jak mnie.




Później przez Skrzatusz, (do którego prowadziły nieco piaszczyste ściezki) i Różewo do Wałcza, będącego miastem wśród jezior. Ponieważ było juz późno, to wyjechaliśmy z Wałcza aby dotrzeć w jakieś miłe miejsce noclegowe. 


Miejsce, które wybraliśmy okazało się zajęte przez tambylców, a rzeczywiście było super. Nad jeziorem Golce z polem biwakowym. Nie pozostało nam nic innego jak próbować szukać trochę dalej i mimo, że nad jeziorem nie było już tak uroczego, to przy rzece, która wpływa do jeziora znaleźliśmy skrawek ziemi dla naszego M2. Rzeczka była niezbyt głęboka i choć nie miała łagodnego zejścia to udało mi się wykąpać (po całości, razem z głową) z czego jestem dumna, bo łatwo nie było. 

Ognisko, gołąbki i herbata, i gra gitarrra :)


Rano przypłynął do nas Kubuś (łabędź znad jeziora) i pokazywał się z każdej strony strosząc pióra.




Spakowaliśmy się, zjedliśmy pyszne śniadanie w Golcach pod kościołem i skierowaliśmy się na Czaplinek. W Czaplinku mieliśmy zobaczyć co robimy dalej. Po wizycie w biedronce i małym zaopatrzeniu w napoje usiedliśmy na ławce nad jeziorem Drawsko ( ogromne, piękne jezioro ). Tam Burza mózgów... Opcja była taka , że dojeżdżamy do Świdwina, wsiadamy w pociąg do Koszalina i lądujemy nad morzem, a potem wracamy pociągiem do Wro; lub opcja druga: niespiesznie kręcimy po pojezierzu i wsiadamy w pociąg w Szczecinku. 


Wybraliśmy opcję numer dwa i już na luzie, bez pośpiechu, wybierając malownicze drogi jeździliśmy sobie to tu to tam. Wjechaliśmy do Bornego Sulinowa , tam nomen omen zjedliśmy pyszne pierogi ruskie (wzięliśmy podwójną porcję - ja miałam ruskie i z soczewicy, ale te z soczewicy szału nie robiły, a ruskie to było to :) mniam mniam.


Po obiedzie, ale już pod wieczór ruszyliśmy w stronę Szczecinka, bo rano mieliśmy stamtąd pociąg do Poznania. Myśleliśmy, że uda nam się spać nad jakimś uroczym jeziorem, ale niektóre niebieskie plamki na mapie nie były takimi jeziorami o jakich myśleliśmy. Prędzej przypominały lęgowiska ptaków i żabie podwórko, ale że już było ciemno, to rozbiliśmy namiot pod lasem i  przy żabim rechotaniu oglądaliśmy w śpiworkach rozgwieżdżone niebo.


Rano szybki myk do Szczecinka (mieliśmy jakieś 6 km). Nad jeziorem śniadanko, kawka i ciasteczko, a potem ziuuuuu do Poznania, tam powtórka z rogalem marcińskim, szybki myk na jezioro maltańskie. Duże to to. Objechaliśmy dookoła i ostatnim rzutem na tor w strugach deszczu, który nas złapał w drodze dotarliśmy na dworzec skąd wróciliśmy do dom-ów. 


Pierwsza majówka udana, a teraz czas na kolejną :)


z pozdrowieniem - auri :)
"ukłoń się świrom, żyj nie umieraj"