piątek, 30 grudnia 2011

Czarna i nowe szelki... :)


Była potrzeba i jest mała czarna :)
Kilka dni przed świętami dostałam sms'a: "Przyjeżdżam STOP Idę na sylwestra STOP Potrzebna mała czarna STOP Ratuuunkuuuuu!!!!!" Braki w garderobie i nie ma w czym dziewczyna iść na tany :) Obiecałam, że spróbujemy po świętach, bo przed nimi, to roboty po pachy a nawet po kokardki, a jeszcze kilka rzeczy na ostatnią chwilę robiłam /jak to często bywa niestety, chociaż sprawdza się w moim przypadku, bo "pałera" dostaję/. Materiał kupiony w pierwszy możliwy dzień, czyli wtorek, ale tak się złaziłyśmy po Wro, że już na nic sił nie miałam. Ala za to wścieku dostawała /choć nie okazywała/ bo ona znów lubi jak wszystko dograne i na "tip-top" i dwa tygodnie przed wyjazdem chciała wiedzieć, o której ma autobus powrotny :) hihi. Zwariowała chyba. Wyszła sobie we środę na niemal dzień cały, zostawiając torbę do naprawy i być może z nadzieją na sukienkę, w której powstanie już chyba przestała wierzyć. Przysłała nawet esa, że małą czarną już chyba ma, tylko że bordową:) A ja w spokoju i sama z mną, zaczęłam szukać sposobu na zrobienie szelek do torby, która po całości jeszcze świetnie się trzymała, ale te szelki powyciągane i popękane nie wyglądały dobrze. W związku z tym, że najpierw szukam rozwiązań, których dostarczyć może mi to co mam w domu, pozaglądałam w pudełka i kilka kabli od telefonu stacjonarnego /miałam takowy kiedyś/ wydawało się akuratnych. Dodałam do tego sznurek, zaplotłam warkocz i nowe szelki jak znalazł.





Starych nie obcinałam do powrotu Ali, bo jeśli nie zaakceptowałaby pomysłu, to musiałabym wymyślić coś innego, ale udało się. Stare uchwyty obcięła sama i poszła z nową starą torbą na spotkanie. Co do sukienki, to była już wykrojona i podczas gdy Ala szwendała się po mieście, ja ją ładnie sfastrygowałam i czekałam na przymiarkę i ewentualną akceptację, bo jeśli kiecka nie byłaby się podobała, to zostałaby dla mnie.




Zaskoczona Alicja z krainy czarów; sukienką zachwycona, siedziała w oczekiwaniu, a ja uwijałam się przy maszynach i skończyłam po północy, bo jak nocne szycie, to nocne szycie:o Przy stębnowaniu podwójną igłą dołu, to mało nie wyskoczyłam przez okno, ale "prucie i szycie to nasze życie". Prucie - niestety często się zdarza.




Forma powstała "od czapy" z pomocą szablonu SITAM. Materiał, to mięsista dzianina, której kupiłam 4 metry, więc jeszcze co najmniej 3 kiecki będą bez rękawów lub inne jakieś cóś, a jeszcze podobnej 3 metry dokupiłam, więc tylko czas i chęci...

Sukienka nadaje się do chodzenia w spodniach i bez. Znaczy do tańca i do różańca:) Ma delikatne marszczenia z przodu na ramionach i "wodną łódeczkę" w dekolcie. Zadowolona z niej jestem, a co najważniejsze Ala też :D



Zdjęcia robione przed wyjazdem. Na stole pod sufitem, bo tam mam najbardziej czysty kawałek ściany i nic nie przeszkadza, ale jak Ala stanęła w obcasach na stole to włosy trzymała właśnie sufitem:) Pod stołem zdjęć nie robiłyśmy, bo do takiego stanu się nie doprowadzamy, szczególnie rano. Kilka pozostałych fotek cyknęłam pod ścianką pokojową i nie jest tak tragicznie, choć malowanie ścian wskazane, ale... oby do wiosny.
A przyjaciółkę mam ładną no nie? :)

wtorek, 20 grudnia 2011

Bo zwykle chodzi o serce... :)

Gdzie nie spojrzeć, to wszędzie pełno gadżetów świątecznych. Co prawda najwięcej jest tego, co robią chińskie łapki i zbyt często niestety śmierdzi to tandetą. Cytując sąsiada Adasia Miauczyńskiego z "Dnia świra"; "taniocha uciskowa" /tam chodziło o skarpetki z ciasną gumką, ale z przyjaciółką przełożyłyśmy to na ogólne badziewie/. Zatem z początkiem grudnia, w wolnych chwilach zaczęłam robić własne ozdoby. Jeszcze kilka mi zostało do zrobienia, ale czas ucieka, a w planie jeszcze kilka ważnych rzeczy.


Ozdoby można zawiesić na choince lub innym miejscu, a te które nie maja zawieszki mogą służyć jako ozdoba stołu czy cóś. Przewracanie na prawą stronę sprawiało niemałą trudność, szczególnie gdy pierwsze sztuki były przeszyte razem z watoliną, później już wypełniałam po przewróceniu. Zauważyłam, że choinka gdzieś się podziała, bo na fotkach jej nie ma, ale jak się znajdzie, to się skończy :)






p.s
a pierniczki też już zrobione :) dzięki Alis :)

poniedziałek, 19 grudnia 2011

"Salka kominkowa" :)

Chyba zwariowałam, ale to fajne szaleństwo, bo bardzo przyjemne w szyciu i efekty są szybko, a i zepsuć nic się nie da :) Z części zrobię upominki, a część może uda się "upłynnić". Moja mama z ostatniej partii dostała kremowy i zadowolona jest baaaardzo, co i mnie cieszy. Teraz kolorów jest cała gama. Turkusy, czekolady, fiolety, róże, melanże słoneczne i śliwkowe, czerń też się znajdzie i popiel z czerwienią. Jeden z nich /czarno - biały w pasy/ nada się nawet dla faceta, bo widzę, że też w zawijkach chadzają :) Zatem zapraszam do galerii zawijkowej, a jak komuś coś się spodoba, to proszę pisać na nocneszycieaurin@gmail.com












Ufff, poszło :) a liczba ich to 15, gdyż niektóre są zdublowane. Jedne są szersze (około pół metra), tak że mogą służyć za nakrycie głowy przy okazji wiatru lub chłodu w ogóle, a niektóre są węższe (około 25 cm) i na łebek też je zarzucić można w razie "wu" /sama tak robię, bo węższy mam z poprzedniej partii/ lecz dziura z tyłu i już się człek nie otuli zbytnio, ale nosi się fajnie :)

Dziękuję za uwagę i przepraszam, że tak rzadko;/
Jutro wrzucę zawieszki, o :)
Trzymajcie się zdrowo przez ten tydzień przedświąteczny i nie popadajcie w szaleństwo marketowe.

czwartek, 24 listopada 2011

Prosty Dżins :)

Dżiny, które skończyłam wczoraj /choć zaczęłam w tamtym tygodniu/, są na prawdę proste mimo, że linie poszerzają się tu i ówdzie i lecą łukami, ale że nie ma żadnej kieszeni, ani szlufek (pani w szkole powiedziałaby podtrzymywaczy, do czego za cholerę nie mogłyśmy przywyknąć, bo szlufka to szlufka, i nic tego nie zmieni), to ułatwiło i skróciło pracę.





Dwie nogawki plus pasek, to najprostsza wersja spodni. Co do dżinsu i jego szycia, to już prosto nie było, bo kupiłam jakiś taki gruby i ręce mnie bolały od wywijania i przewracania tego dziadostwa. I magazynem niefajnym śmierdział mi pod nosem, a nie prałam przed szyciem i kto wie o ile skrócą mi się nogawki :) Zrobiłam ciut dłuższe... żeby nie było :) Nie raz tak ze sztruksami miałam, że uszyłam i grało, a po praniu coś przykrótkie się stawały. Wypadałoby zdekatyzować, ale nie chciało mi się walczyć z płachtą wielką i tyle. Przez to, że są grube, to na razie sztywno mi w nich - mimo iż z lycrą są, ale po praniach kilku, to zapewne zmiękną.



Krawędzie szwów obrzucałam overkiem silverkiem /znaczy overlockiem z lidla/ i nie ma to tamto. Mimo, że chyba topornie chodzi - nie mam zbytnio porównania, to daje radę i wnętrze ciucha wygląda ładnie:)



Jeszcze co do szycia, to szyłam zwykłą nicią 120. Nić do dżinsu zastosowałam tylko przy ozdobnych stębnówkach /pasek, rozporek, dół i bok nogawek/. Domowa maszynka momentami nie dawała rady, trzeba było jej nieco pomóc przy zgrubieniach i różnicach w ukształtowaniu terenu. Dziurki to też kłopotliwa sprawa, ale ostatecznie wybrnęłam i zamiast z grubej nici, to zrobiłam ze zwykłej i poszło; /chyba żeby dolna cienka, a górna gruba - nie wiem, może podejmę próbę.Może ktoś ma pomysł?/





W każdym razie dżinsy są do krótkich sukienek i dłuższych bluzek, dla tego bez kieszeni, bo nic się nie odbija i gładko wszystko leży. Następne będą cieńsze i chyba z kieszeniami. Się zobaczy :)


Dobranoc wszystkim, idę w kimonko :) baaaaaaj

sobota, 19 listopada 2011

Terapeutyczna poduszka... :)



No i za sprawą "Czerwonej Nitki" dołączyłam do osób, które postanowiły wesprzeć akcję poszewkową dla dzieci z oddziału onkologii w Gdańsku. Mają mieć to na mikołajki, więc jeszcze czekam na poszewki od Stefci i wysyłamy, żeby doszło na 6 grudnia. Poszewki są z miłej tkaniny, Na przodzie, jak widać na załączonych obrazkach przyszyłam aplikacje, które mam nadzieję dodadzą sił i wesprą nie tylko osóbki, które będą miały je pod główką, ale też innych pacjentów w sali, a nawet kogoś z personelu, kto  będzie miał gorszy dzień, bo dobre słowo potrzebne zawsze :) 




Zatem niech służą jak najdłużej, a liczba chorych dzieci niech maleje. Wszystkiego dobrego szkraby ... i wszyscy dookoła :)



Serdecznie pozdrawiam - Auri :)

wtorek, 8 listopada 2011

Zaległości z letnim pozdrowieniem... :)

Światła co raz mniej i nie zdążyłam znowu dziś ze zdjęciami nowych portek, które uszyłam z końcem października i tak czekają trochę noszone i pewnie je wyprać zdążę zanim pójdą na bloga :) W każdym razie znalazłam obrus, o którym gdzieś kiedyś wspominałam i sukienkę, którą szyłam chyba z 10 lat temu jeszcze na starej maszynie łucznika (zerknęłam do wnętrza łóżka, gdzie jest na zesłaniu i jest to model 875 - prawdopodobnie ostatni niechiński). No i dorzucam spodnie z ortalionu, które szyłam przed urlopem i byłoby całkiem fajnie, gdyby ortalion spełniał zadanie i nie przepuszczał wody. Ten jednak przemaka  i gdy jechałam do pracy w deszczu, to "utka" były mokre :/ a to mi wcale nie pasuje, bo w takim razie po co mi ortaliony? Chciałam coś cienkiego, co zajmuje w sakwie mało miejsca i chyba coś innego muszę znaleźć. Może ktoś ma coś sprawdzonego co nie przemaka hmmm??


Sukienka do biegania po domu ma się rozumieć i teraz pewnie zrobiłabym ją nieco inaczej /jeśli o kratkę chodzi, bo szycie kraty łatwe nie jest/. Wkrój jest z jakiejś burdy, ale już nie pamiętam z której, a szukać mi się nie chce...




Obrus / bieżnik / jest dwustronny. Po jednej stronie jest ścieg ozdobny pojechany po długości, a po drugiej stronie czysto; tylko przeszyłam po obwodzie też jakimś potrójnym ozdobnym. Wymiary obrusu to 54 X 141cm.




Nad morzem jeszcze myślałam, że spodnie są ok, bo gdy podlewały mnie fale, to ściekało jak po kaczce, ale jednak ciągłego deszczu nie przetrwały. Szkoda. Acha, szyłam je na podstawie spodni sportowych /znaczy dresów chyba/ z systemu SITAM.




I jeszcze na koniec "pisnę",  że kupiłam overlock w lidlu i mam nadzieję, że przyspieszy pracę i zda egzamin z szycia. Zasugerowałam się między innymi wpisem Aire , ale jeszcze nie miałam czasu żeby go sprawdzić osobiście. Instrukcja na razie mnie przeraziła lecz chyba nie taki diabeł straszny... tymczasem idę ogarnąć kuchnię. Pozdrawiam z herbatą  malinowską :)

czwartek, 27 października 2011

Pani B. :)





Cóż pisać, skoro sprawa jasna, choć tytuł może brzmi tajemniczo. Wszystko widać jak na dłoni, a pani "Be" skończyła "18 urodziny"  i taki oto prezent został  "zamówiony"  przez jej koleżankę, która będąc nieco młodsza; zamiast po imieniu zwraca się przez "pani be". Mam nadzieję, że z kolorami trafiłam i torebałka się przyda.

Basia, wszystkiego dobrego :) I niech Cię dobry nastrój nie opuszcza... :)




Kolejna torba zakupowa w fazie projektu.
Wymyśl coś Alis tekstowo, bo inaczej, to sama coś Ci wymyślę...

poniedziałek, 24 października 2011

Kiecka dziana... :)

No i zrobiłam we czwartek buraczkową sukienkę /wersja mini, bo do spodni oczywiście; inaczej tej długości nie założę, niestety/. Formę (wykrój) wykonałam po raz pierwszy (jeśli chodzi o rzeczy na górną część ciała ) bazując na systemie SITAM  i to bazując w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo konstrukcja tej właśnie sukienki, to tak zwana "baza" , po przekształceniu której można robić inne wykroje, ale na razie trenuję je na papierze. Z czasem będę robić na żywej materii i z powodzeniem mam nadzieję. :)




W tym przypadku wszystko ładnie pasowało, a o podkrój pachy bałam się najbardziej. Korekty, które zrobiłam, to skrócenie linii barków, ze względu na moje wąskie ramiona i obniżenie główki rękawa, bo za dużo było do wdania i mimo, że udało mi się wdać nadmiar materiału, to rękaw układał się "wysoko" i nie podobało mi się to przy tym fasonie sukienki. Mogłam jeszcze troszkę bardziej podkroić dekolt, ale to jest do zrobienia, choć niekoniecznie, bo to w końcu zimowa kiecka.




Sukienka jest z ciepłej dzianiny, więc jak znalazł na jesienno - zimowe dni. Dodatkowo zrobiłam mały komin i po założeniu mam kieckę z golfem. Rękawy też przedłużyłam na tyle, żeby sięgały kostek (w dłoniach oczywiście).




Nie wiedziałam, czy mi się materiał nie ponaciąga, bo z dzianinami różnie bywa, ale ten zachowywał się ładnie i fajnie się go szyło i ściegiem overlokowym i stębnówką, i podwójną igłą, którą też zastosowałam po raz pierwszy.




Komplementem było dla mnie jak Rad powiedział, że wygląda jak ze sklepu :) mmmm fajnie. Mnie też się podoba :)


Dołączam do wpisu zdjęcie z wyjazdu łykendowego w Izery, gdzie dwa kominy, które szyłam ostatnio znalazły nowych właścicieli, a raczej właścicielki :) Zdjęcie mało wyraźne, bo to wycięty fragment z większej foty,a nie specjalne pozowanie do blogasa.


Pozdrawiam i lecę na teatr telewizji... :) auri