Heloł heloł po długim niebyciu :)
Nie miałam czasu na blogowanie przez dobre pół roku. Podwójna praca powodowała, że nie miałam chęci nawet na cołykendowe wyjazdy rowerowe. Masakra totalna i ogromna chęć zmiany.
Otóż zmiany nastąpiły i mam nową pracę, do której chodzę z przyjemnością; no i czasu mam więcej, bo nie muszę już chodzić do drugiej pracy (no chyba że na zastępstwo:)
Dzięki temu, że nie jestem przemęczona zaczynam wracać do życia, co niektórzy zauważyli to nawet w moim głosie :) i chętniej spotykam się z ludźmi by robić coś fajnego.
Był wyjazd rowerowy sylwestrowy w Kaczawy:)
Była pieszynka w góry na zimowo:)
Ostatnio spotkałam się z dziewczynami na akcji charytatywnej pod hasłem "Tęczowy Kocyk".
Tęczowy kocyk to grupa osób, która próbuje wnieść trochę ciepła i koloru w niełatwe przeżywanie straty dziecka. W całej Polsce zbierają się chętni, aby wspomóc akcję. Szyją lub dziergają czapeczki, rożki, kocyki, w które można zawinąć te maleństwa niemające szans na przeżycie lub już martwe. Ogromnie przykra to sprawa. Człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego w jaki sposób odbywa się taka sytuacja. Jak traktowany jest płód, matka, czy z szacunkiem czy na zimno, czy jest szansa na pożegnanie i w jakich warunkach.
Szyjąc te kocyki i widząc ich wymiary, np na obwód glówki 7 cm, to nie można podejść bez refleksji. Rozmawiać o tym niełatwo, a w naszej grupie były na dodatek dwie przyszłe mamy. Jedna na początku ciąży, a druga z terminem marcowym. Brawo dla Natalii i Krysi, bo dwie dzielnie szyły, a ja ze Stefcią kroiłam, a później szyłyśmy już razem. Wyszło nam 55 kocyków w różnych rozmiarach.
Serdeczne dzięki dla Stefy za udostępnienie swojej pracowni i dziewczynom za spotkanie.
Dla zobrazowania dla kogo są te rzeczy podaję kilka zdjęć i linków:
Serdeczności - Auri :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz