niedziela, 13 lutego 2011

płodny piątek , czyli pączek , pas i kawałek bluzy...

No z piątku byłam zadowolona. Zrobiłam sobie wolne i mogłam coś robić nie tylko wieczorem i nocą. Zaplanowałam,że uszyję bluzę z polaru dla mojego mężczyzny,ale jak na razie jest tylko sfastrygowana bo musiał ją przymierzyć więc jeszcze nie zamieszczam gotowej wyróbki.Jakby nie było i tak zajęło to trochę czasu. No a później zrobiłam pączka nadziewanego igłami i szpilkami i zdaje egzamin bardzo
dobrze, bo myszka mała była za mała, a poza tym igły się chowały do środka.





A na dobre zakończenie, bo czułam niedosyt, zrobiłam jeszcze pas do kiecki albo innej części garderoby, ale wiązanie jest długie, więc chyba do kiecki,materiał jeszcze mam, więc wymodzę coś jeszcze z innym zapięciem.









Towarzystwo przy pracy miałam wyjątkowe, a pierwsze ruloniki do wiązania paska/ których ostatecznie nie udało się wywinąć, bo materiał okazał się zbyt tępy/ służyły po przebudzeniu do zabawy:) Jedno z kilku rzeczy, których nie lubię przy szyciu, to bałagan okrutny /oto krajobraz po bitwie/

i fajnie by było mieć osobny pokój,w którym może się dziać wszystko i nie trzeba od razu sprzątać, ale to na razie w kwestii marzeń...Tymczasem brać się trzeba za obiad, a będzie chyba flądra w panierce; jeśli uda się kupić rybkę:) pozdrawiam i dobrej niedzieli- aurin :)

2 komentarze: