niedziela, 5 maja 2013

Zleciało... :)



A skrobnę tez coś w temacie zlotu, bo trudno byłoby nic nie napisać o bardzo aktywnym łykendzie, który jeszcze czuję w nogach najbardziej. Czwarte wysooookie piętro we flamingu to jedno, a latanie po pracowni w Strimie to drugie, plus kilka dobrych kilometrów  z walizą po Łodzi.

Bardzo sympatyczny to był zlot, choć zawsze mam obawy czy wkręcę się w towarzystwo, bo to niemal wszyscy /prócz Stefy/ nieznani. Zwykle jest tak i chyba tak ma większość, że znajdzie się ktoś, kto nadaje na tych samych, lub podobnych falach. I fajnie. I cieszę się.

W planie zlotowym była bluzka z dzianiny,z rękawami raglanowymi /główna konstrukcja według impressivo/ i spódnica z koła lub półkola, której omówieniem zajęła się Ania vel Czeremcha. Bluzkę z różnymi modyfikacjami szyła większość, a spódnica została tylko omówiona, bo chętnych na nią nie było. Szyło się też spodnie, sukienki, tuniki, poszewki patchworkowe i co kto chciał.



Mogliśmy korzystać z całego parku maszyn, które były w Strimie. Największe zainteresowanie miały hafciarki, bo to taka rzecz, na którą zwykle nie możemy sobie pozwolić ze względu na koszty, a czasem gabaryty..................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................

Minęło kilka dni, bo wróciłam właśnie z rajdu rowerowego, a nie skończyłam wpisu przed wyjazdem. Zatem kontynuuję :)

Niektórzy zlatują się w celach czysto towarzyskich, inni by się czegoś nauczyć. Jedni szyją od lat i z tego żyją i to od nich dowiedzieć się można najwięcej. Czeremcha ma wyjątkowe zdolności pedagogiczne i bardzo zgrabnie wyjaśnić potrafi co? jak? z czym? dlaczego? po co? itd...



Ja pojechałam, bo na ostatni już nie zdążyłam, a i na ten o mały włos też bym się obudziła za późno, ale udało się. Poza tym zaniedbałam ostatnio szycie i bloga, więc jechałam też z nadzieją, że zlot może być pomocny w powrocie do tu :)



Czy się uda? Czas pokaże, pewnie będzie raz lepiej , raz gorzej... jak to w życiu :) ale dzięki wyjazdowi do Łodzi,  mam nowe spodenki i sukienkę na rower, które już sprawdzone i wyjechane wylądowały w praniu. Spodnie-rybaczki zrobiłam w Strimie / w domu tylko podwinęłam nogawki , zrobiłam dziurki i guziorki przyszyłam/, a sukienkę /przedłużyłam bluzkę od impressivo/ tylko wykroiłam, bo po kuchennej imprezce we flamingowej kuchni, która skończyła się lekko przed świtem nie miałam chęci na nic, prócz znalezienia wygodnego miejsca na odpoczynek.

Strima, to bardzo przyjazne miejsce gdzie można fajnie spędzić czas. Z ludźmi o podobnych zainteresowaniach i zawsze służących pomocą. Prócz sali zajęciowej-maszynowej jest duży stół, przy którym można zasiąść na kawę, herbatę i małe co nie co plus pogaduchy. Można się zaopatrzyć w maszyny do szycia i inne możliwe akcesoria szyciowe. Kadra też bardzo przyjazna :)



Ogólnie było super, częściowo jedna wielka wariacja, szczególnie w wykonaniu Artura-Niespodzianki. Kasia z miasta świętej wieży też bardzo wyrazista:)  Ze Stefą może jednak uda mi się spotkać wcześniej niż na kolejnym zlocie. Wszystkim Wam serdeczne dzięki za atmosferę, zaangażowanie, pyszności, które przywiozłyście itd, itp :)
Nabiegałam się jednak tyle, że do szycia wolę moje cztery kąty, gdzie wszystko mam pod ręką i nie muszę robić kilku kółek w poszukiwaniu nożyczek i latać z jednego końca sali na drugi :) uff







W związku z tym, że zabawa w Strimie skończyła się około 16-17, a autobus miałam o 23.50, to poszłam na kawę do znajomej-nieznajomej, którą "znam" ze Świateł. Zanim ją znalazłam, a bardziej ona mnie, bo się zamotałam w tych łódzkich zakątkach, to minęło kilka dobrych chwil i zdążyłam wjechać nie do tego bloku i zadzwonić do zupełnie innych drzwi / dobrze ze nikogo tam nie było/.



Zuza robi naprawdę pyszną kawę, poza tym jest przesympatyczną dziewczyną, rozgadaną i uśmiechniętą. Przegadałyśmy kilka godzin, zjadłyśmy kolację "na bogato", a ciasto ze zlotu było w sam raz do kawy. Bardzo mi było miło. Dziękuję.

Potem już tylko niecała godzina na dworcu i kolejna niespodzianka, bo autobus przyjechał do Wrocka o ponad godzinę wcześniej niż miał w planie. Zatem o 4.30 już wykąpana mogłam odespać szalony łykend.

p.s
- trafiłam w Łodzi na masę krytyczną i stojąc na światłach, i czekając aż wszyscy przejadą, aż mnie skręcało, że nie mam roweru...
- dziękuję Stefci za zorganizowanie dla nas kilku numerów Burdy
- ekipie Strimy za miejsce i przyjęcie
- uczestnikom za bycie, za śmiechy, szaleństwo, wspólną pracę i zabawę i takie tam...
- i idę już spać, bo padam, a jutro jadę znów rowerem w dal... :)
- więcej fotek ze zlotu jest TU
- baaaaaj

Życie jest zaskakujące...

























4 komentarze:

  1. Mnie również ogromnie było miło Cię gościć :) Polecam się, gdziekolwiek będę. A że na razie jednak jeszcze z Łodzi się nie wyprowadzam, to mam nadzieję, że jednak uda mi się pokazać Ci to miasto z innej, nieco lepszej strony :) A kawcia na fotce wygląda wybornie :) Nawet nie wiedziałam, że rzeczywiście takie cuda umiem ;) Może się przekwalifikuję;) Pozdrowionka ciepłe Aurin!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kawa fajna. I jakieś tam ciasteczka też widzę. Bardzo ciężko mi się ładuje ta strona, bo mój komputer ma mało pamięci. Pozdrawiam serdecznie Aurin i Zuzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciasteczka były, a jakże :) I ciasto przez Aurin własnoręcznie zrobione :) I wieczorna wycieczka do bankomatu i kolacyjka, i rozmowy o życiu i o śmierci ;) Brakło tylko rano jajecznicy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. na jajecznicę zatem zapraszam do wro:) dzięki dziewczęta.

    OdpowiedzUsuń