środa, 26 marca 2014

Okołośredzki Dzień Kobiet... z Malczikami :)

Stacja Malczyce!!! Stacja Malczyce!!!


Tam miała początek nasza kolejna wycieczka :) Dzień był wyjątkowy z kilku powodów. Jednen to taki, że każdy dzień jest wyjątkowy,(choć faktem jest, że niektóre są wyjątkowe bardziej :) drugi; że dzionek zapowiadał się pięknie i słonecznie i tak też było dopóty, dopóki słonko nie zaszło, a trzeci powód wyjątkowości to ten, że był ósmy marca, czyli Dzień Kobiet, więc było świątecznie. Znaczy być miało :)


Z Malczyc jechaliśmy czerwonym, rowerowym szlakiem na Kwietno, ponieważ jest tam piękny pałac, o który warto zahaczyć mimo, że mało go widać spoza drzew, a że jest to własność prywatna to wszystko ogrodzone i zamknięte, więc najbardziej go widać  tu  KLIK

foto z panoramio.pl
(prawda, że ładny?:)

Niedaleko pałacu, na podzamczu jest coś takiego jak sztuczne ruiny pałacu myśliwskiego Karla Schleiblera z uroczą wieżą, na którą można wejść po kamiennych schodach i posłuchać przy wiośnie świergotu ptasiego, lub posiedzieć w ciszy... tak po prostu.


Nas było kilka osób, zatem zrobiliśmy przerwę na śniadanko, miło przy tym rozmawiając;
a na dole czekały na nas czekoladki "merci" od Konia. Bardzo miły akcent na święto Kobiałkowe:) 

Po jakiejś godzinie ruszyliśmy w stronę Proszkowa. Tam wpadłam na chwilę do kościoła (akurat  sprzątano) i cyknęłam zdjęcie starej fisharmonii, która z tego co zauważyłam, nadal działa, bo był na niej śpiewnik i nuty, więc chyba grają na tym na cześć Pana :)


Zrobiliśmy też rundkę wokół pałacu i pojechalismy dalej na Ogrodnicę i Ciechów, by znów przystanąć chwilkę przy pałacu w Chwalimierzu, a potem zjechaliśmy na jakieś żarełko w Środzie Śląskiej. Trafiło na "chińczyka". Dobre było, tylko słone i później pić się chciało że hej.


Pełni jak borsuki, z wyjatkiem Konia, bo ten tradycyjnie jechał na kanapkach (przynajmniej się nie przejadł) ruszyliśmy w stronę średzkich "kajaków" by uderzyć na Szczepanów i Górki Lubiatowskie, pokrążyc po lesie, posiedzieć na kolejnym przystanku pod wiatką w rezerwacie "Zabór" gdzie są mokradła i bobry tram szaleją, co widać po zwalonych drzewach. Trochę mnie tam zmogło (choć nie tylko mnie) i mogłabym zasnąć na chwilę gdyby ziemia była nagrzana lub miałabym jakiś kocyk, no i więcej czasu, bo już nam się słonko zniżało ku zachodowi.



Później dojechalismy do Miękini, gdzie wstapiłam do sklepu po wodę, bo tak mi sie pić chciało po tym słonym chińczyku, że masakra i w oko wpadło mi wino, które pamiętam sprzed kilku dobrych lat, albo nawet kilkunastu, a którego smak i zapach mnie zawsze zachwycał.
To winko to Kijafa - słodkie, wiśniowe, wyśmienite... mmmmniamuśne :p
Na uczczenie dnia kobiet w sam raz :)


Potem spotkała nas niemiła niespodzianka, bo Laura złapała gumę i trochę nam zeszło przy zmianie. A propo's, wczoraj przeczytałam że "Złe nastawienie jest jak przebita opona. Dopóki jej nie zmienisz, nie ruszysz z miejsca" i nawet jesli bardziej tu chodzi o dętkę niż oponę, to jednak zmienić lub załatać trzeba, bo inaczej dupa z jazdy.


Przy zmianie dętki wpadliśmy na pomysł okolicznościowej nauki reperowania ogumienia.
 Także ci, którzy jeszcze nie brudzili łapek przy naprawie, będa mieli taką okazję przy nastepnej "gumie" niezaleznie od tego czy sami złapią czy nie :) To zawsze się przyda. Zapewniam :)


Przy zachodzacym słonku, zrobiliśmy jeszcze przystanek śnieżyczkowo-wiśniowy nad rzeką i w szarówce ruszyliśmy na Smolec do punktu rozstania. Pożegnaliśmy się czule z częścią ekipy i pojechalismy do dom, racząc sie na zakończenie Kijafą :P Mmmmmmmmiodzio. Było miło i wesoło. Jak zwykle :) Nie ma to jak dobre towarzystwo.

 Dziekuję i ściskam serdecznie tych i owych :)

ś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz