środa, 19 marca 2014

Ostrzyca na ostro i wleniwe Lenno :)


No i trafił się karnawał w pałacu Wleniwym. Pojechaliśmy na trzy auta, pierwej zahaczając o Ostrzycę czyli polską Fudżijamę KLIK . Góreczka niewielka, będąca wygasłym wulkanem, prychającym w dawnych czasach na lewo i prawo. Teraz po bazaltowych kamieniach można maszerować i skakać, a z samego szczytu (501m.n.p.m) roztacza się przyjemny widok na Kaczawy.


Było nas 12 osób wesołej ferajny, śmiechu było bardzo dużo i zwyczajnych rozmów nieco, i ważkie tematy też poruszane. Jedni się znali z wcześniejszych wycieczek, inni dla innych byli nowi, ale na tym rzecz polega, by wszyscy jakoś ze sobą współgrali. Teraz zmieszało się towarzystwo rowerowo-pieszynkowe, no i kilka wspólnych mianowników też było.


100 lat 100 lat towarzyszyło nam przez cały dzień...
i noc...
i ranek :)
bo "Wiewiórka" miała urodziny, zatem zjedliśmy tort, popijając kawą, herbatą lub piwem.:)


W Pałacu Książęcym we Wleniu KLIK mieliśmy zorganizowany obiad, a później kolacyję z zabawą. Cały pałac był dla nas, więc czuliśmy się swobodnie i na luzie, mimo, że ja osobiście wolę schroniskowe, "drzewniane" klimaty. Jednak raz na jakiś czas i pałacowo może być :)


Po lajtowej wędrówce na Ostrzycę mieliśmy trochę czasu do obiadu i bardzo przyjemnie spędziliśmy go nad rzeką w cudownym słonku.
 Ja z Anią zdychałam na gardło i gadałyśmy tak, jakbyśmy miały za chwilę stracić głos. Do tego duszący kaszel momentami był nie do zniesienia, jednak Krzysztof Krawczyk lecący z głośników i Banda i Wanda, oraz całe mnóstwo innych super przebojów kazały nam się nie poddawać tylko bawić, zatem trochę poszaleliśmy, choć w moim przypadku tzw. taneczne zabawy to też nie jest to, co tygryski lubią najbardziej, allllle...... :)


Późną nocą, gdy część osób zapadła w sen, a został mocniejszy skład, było granie na gitarze i śpiewanie przy kominku. Gdy zmęczenie i nas dopadło, wszyscy poszliśmy do komnat w kimono; nawet Kajtek; znaczy pies Jaśkowy.


Rano, po śniadaniu wybraliśmy się na spacer do Zamku Lenno KLIK, najstarszego na ziemiach polskich  . Mijaliśmy po drodze liście konwaliowe, które wystrzeliły już z ziemi, a zaznaczę, że był 1 marca, a konwalie to raczej w maju. Przyroda zwariowała.


Weszliśmy na wieżę, udostępnioną od niedawna do "zwiedzania", a z niej roztaczał się pięęęęęękny widok dokolusia. Upajaliśmy się widokiem przez dobrą godzinę patrząc jak cudowne mogą być i zapewne będą wycieczki rowerowe po Kaczawach, ale to tak zafiksowani na rowery mają, czyli ja i Artur:)


Zrobiliśmy sobie jeszcze mały spacer, zahaczając o pizzerię Magnolia (bardzo miła obsługa i czeskie piwo), a później ziuuuuu i do domków pojechaliśmy. Zmęczeni, niektórzy bardziej chorzy niż wcześniej. Ze śmiechem na ustach i dobrym wspomnieniem wleńiwego, aktywnego łykendu. :)

Z pozdrowieniami dla wszystkich tam obecnych :)


3 komentarze: