piątek, 2 stycznia 2015

Ślęża w bieli, sylwestrowo :)



Lubię to miejsce, lubię tam wracać i mam ulubiony czas na powroty. To rodząca sie wiosna z soczystością zieleni i początkiem nowego życia, oraz sam koniec roku czyli sylwestrowe wejście na Ślężę. 


Zwykle wchodziłam tam z kimś, a gdy zdarzało się że byłam sama, to raczej nie w ostatni dzień roku. Tym razem chyba było mi potrzebne samotne wejście i przemyślenie paru spraw. Nikt niemal nie wiedział, że idę. Jak to zwykle w grudniu dzieje się, że częśc z nas przelatuje w pamięci to, co działo się w kończącym się roku i myśli co dalej i jak najlepiej w to nowe wejść.


Żeby było inaczej, to zamiast wchodzić szlakiem, którym wchodzę zazwyczaj, dojechałam autobusem do Będkowic i stamtąd od średniowiecznego grodu zaczynając podreptałam w górę. Ten szlak (czarny miś), to szlak archeologiczny, prowadzący przez osadę i cmentarzysko kurhanowe. Zaraz za bramą wejściową, po lewej stronie, są odtworzone trzy chaty i studnia z żurawiem. Wyposażenie jest ówczesne, palenisko, ławy, legowisko, parę naczyń. Minimalizm zupełny. Widać też ślady kontynuowania obrzędów starosłowiańskich (Szczodre Gody), bowiem na stołach pozostawiono ofiarę w postaci chleba i owoców.


 Czy to dla bogów czy przodków, to już nie wiem do końca. Nie zagłębiałam się bardzo w rodzimowierstwo słowiańskie, choć wiele obrzędów zostało wchłonięte przez chrześcijan i za takie "tradycyjnie chrześcijańskie" uważane. 
Może mi się to często nie podobać, bo zamiast wzmocnić istotę świętowania, to stają się głównym motywem, ale nie o tym nie o tym...


Podreptałam sobie misiowym szlakiem po śniegowych śladach (szedł przede mną szlakiem jeden człowiek, tylko, że on wracał), mijając kurhany i gdzieniegdzie zostawione znicze. Potem doszłam do czarnego szlaku pieszego, gdzie spotkałam chyba kilkunastu rowerzystów i cztery biegnące dziewczyny. Widok był bardzo przyjemny :) Fajnie, że sie ludzie umawiają na aktywne zakończenie roku kalendarzowego. Czy byli z Dolnośląskiej Grupy Rowerowej, nie wiem, choć gdzy zapytałam to "w locie" ktos powiedział, że oni wszyscy stamtąd, więc może tak. serdecznie pozdrawiam :)


Później weszłam na szlak czerwony i nim doszłam na sam szczyt. Im wyżej, tym więcej śniegu i wszystko było białe. Nie było zbyt zimno, więc nawet nie wchodziłam do schroniska. Wszystko co było mi potrzebne miałam ze sobą. Gorąca herbata z termosu, do tego rozgrzewająca wisniówka (herbata z wkładką w chłodny dzień smakuje wyśmienicie :)



 Kanapka z mamowym kotlecikiem i cukierek na deserek, to było coś pysznego. Do tego doszły do mnie dwie osoby, z którymi pogadałam chwilę, wspólnie sie posililiśmy pod tymczasowym ołtarzem  kościoła na Ślęży, życzylismy sobie wiele dobra w nowym roku i ja zabrałam się po chwili w droge powrotną, a oni podreptali zerknąć na wieże widokową. Ja byłam na niej parę chwil wcześniej i okazało się, że nie ma pierwszych schodów, a stoi tylko drabina luzem. Nie odważyłam się tym razem na wejście po koleboczącej sie drabinie. Cyknęłam z dołu parę zdjęć i odeszłam zastanawiając się dlaczego nie ma schodków. Może ktoś coś wie? 


Po drodze życzenia dobrego roku ode mnie dla innych od innych dla mnie. To miłe :)


Udało mi się wczesniej niż myślałam wrócić do Wro. Po 16 byłam w domu. Zdążyłam więc usmażyć naleśniki, przełożyć (zrobionym dzień wcześniej farszem), wykąpać się i pojechać rowerem do Przyjaciół by z nimi spedzić czas Sylwestra i Nowego Roku. Nie myślałam, że będe tam do wieczora i nie sprawdziłam nowej drogi do domu, ale to jeszcze do zrobienia. Wróciłam wieczorem i dośc szybko odleciałam do krainy morfeusza, by odespać noc sylwestrową. Teraz będziem patrzeć na ciąg dalszy. 


Na cztery strony świata przesyłam dla Was najlepsze życzenia i wiele dobrego :) 
"wielu jasnych dni..."


Utwory Grechuty z dedykacją dla Ciebie (która/y czytasz)


2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. ano :) choć bywało jeszcze ładniej :) http://nocneszycieaurin.blogspot.com/2012/01/koniec-i-poczatek.html

      Usuń